18 maja 2016 roku w AKK Zemsta odbyło się spotkanie „Solidarność –
było, minęło! Co dalej?”, będące rodzajem debaty nad aktualną sytuacją
społeczno - polityczną w Polsce i na świecie. Socjologowie David Ost i
Jarosław Urbański, przy aktywnym współudziale bardzo licznie
zgromadzonych słuchaczek i słuchaczy, rozmawiali przez ponad 2,5
godziny. Wnioski z wielotorowej dyskusji nie były przesadnie
optymistyczne, ale bynajmniej nie sprowadzały się do narzekania „kiedyś
było lepiej”.
Perspektywa klasowa a mała solidarność
Zdaniem Jarosława Urbańskiego sytuacja w Polsce jest końcowym stadium
walk wewnętrznych postsolidarnościowych elit. Co by nie mówić o rządach
Prawa i Sprawiedliwości, trudno nie zwrócić uwagi na jedno: wreszcie
ktoś pokazał, jak się robi politykę, realizując (nieraz bezczelnie)
kolejne punkty programu. Ost zwraca jednak uwagę, że „socjalną
rewolucję” ogranicza umacniana od dłuższego czasu, również na świecie,
mała solidarność nowego (a tak naprawdę starego) typu – oparta nie na
klasowości, lecz na idei narodowej wspólnoty i ekskluzywności. Spotkanie
było rodzajem podsumowania refleksji, jakie oboje socjolodzy
formułowali ostatnio na łamach prasy czy innych mediów (radia,
telewizja, internet). To też rodzaj wstępu do cyklu spotkań z ludźmi
nadającymi kształt „Solidarności” (Modzelewski, Gwiazdowie, Bugaj,
Pinior) na temat erozji tego ruchu i jego coraz bardziej
skompromitowanego mitu, z którym być może należy się definitywnie
rozprawić.
Jak zauważył Jarosław Urbański, wydana w 2007 roku
„Klęska Solidarności” Davida Osta jest dziś bardziej aktualna niż 10 lat
temu. Wtedy była odbierana jako obrazoburcza, bo nawoływała do
perspektywy klasowej. Dziś widzimy wyraźniej jej właściwą myśl:
odpowiedzialność liberalnych elit za swą klęskę ponoszą one same.
Paradoksalnie, po latach neoliberalizmu i postpolityki, klasową
perspektywę utrzymała prawica – stąd też tak duże wobec niej oczekiwania
i nadzieje, kontrowane przez nacjonalizm i ciągłą pokusę
samoograniczającej się rewolucji.
Mała solidarność
David Ost częściowo się z tym zgodził, zwrócił jednak uwagę na inny
charakter tej nowej „solidarności przez małe s”. Amerykański socjolog
nie widzi tu miejsca na klasową perspektywę, co dzieje się mniej więcej
od momentu, w którym inteligencja odeszła do związku zawodowego w stronę
tzw. społeczeństwa obywatelskiego. Jego zdaniem prawica stawia na inny
typ wspólnoty, stąd jego zdaniem tak duża popularność nowych symboli
jednoczących grupę czy grupy (stąd tak świetnie zagospodarowana przez
kapitalizm popularność mitu „żołnierzy wyklętych” oraz symboli
narodowych). Tego typu solidarność, zwana przez Osta „małą”, ma
charakter raczej wykluczający niż inkluzywny i jest dziś dominująca w
naszej części świata (Trump, Le Pen, polska skrajna prawica, Pegida).
Jeśli lewica chce przetrwać, mówi amerykański socjolog, musi
zaproponować inna wizję wspólnoty, szerszą.
Pytanie: skąd wziął
się ten nawrót do solidarności narodowej? Czy faktycznie opis sytuacji
można sprowadzić – jak chcą niektórzy – do gwałtownej polaryzacji?
Odpowiedź – jak łatwo się domyśleć – nie jest łatwa. Jak zauważa bowiem
Ost, podróżując np. do małego miasteczko Mielec trudno mu tam dostrzec
wśród miejscowych perspektywę narodową, za to pojawia się socjalna. W
sferze symbolicznej dominuje prawica, ale czy tak myślą robotnicy? To
jest dużo bardziej skomplikowane, ludzie mają swoje rozliczne małe
interesy, a „nową niebezpieczną klasę” nie łączy jeszcze – zdaniem Osta –
dyskurs klasowy. Owi „niepewni” dzięki prawicy stają się świadomi,
chociaż jest to oczywiście upodmiotowienie mocno ograniczone i
iluzoryczne.
Prekariat a prawica
Prekariat, owa „nowa niebezpieczna klasa” w terminologii Guya
Standinga, jest zatomizowany i ruchliwy. Często przyjmuje się, że to
ugrupowania prawicowe wyrażają jego aspiracje, a winien temu jest brak
klasowej perspektywy. W efekcie wygrywa „mała solidarność”, często na
poziomie grupy. Z drugiej strony wzmacniająca ten układ radykalna
symbolika narodowa w istocie funkcjonuje po to, by przetrwała
postsolidarnościowa nomenklatura. Sama bowiem „Solidarność” ma problem z
nowymi członkami.
Jak zwraca uwagę Ost, obserwujemy obecnie
powrót długoterminowego bezrobocia. W tej sytuacji skrajna prawica
przedstawia samą siebie jako coś nowego, alternatywę, faszyzującą na
poziomie języka, ale nie stosującą terroru. Łatwo im spalać rozbite
społeczeństwo za pomocą symboli np. narodowych, które stają się ważną
częścią osobowości. Zdaniem Osta na populistów w rodzaju Trumpa nie
głosują robotnicy, ale to nie robotnicza perspektywa – klasowa – jest
dziś kluczowa. Jak zauważa amerykański socjolog, liberałowie nie tworzą
wspólnot. Bronią status quo, pustych terminów jak demokracja czy
konstytucja, które dla wielu oznaczały eksmisję na bruk lub zwolnienie w
wyniku restrukturyzacji zakładu pracy. To prawdziwa przyczyna poparcia
dla prawicy w Polsce i w ogóle w naszej części świata. Dla prekariatu to
często coś nowego, świeża perspektywa, zrywająca ze starym porządkiem,
ale nie drogą terroru, lecz niejako z poparciem ludu.
Erozja lewicy?
Zdaniem Osta lewica powinna przypomnieć sobie i uwierzyć we własną
sprawczość. Zamiast tylko mówić o kryzysie i kapitalizmie, aktywnie je
zwalczać. Warto pamiętać, że XX wiek w dużej mierze należał do
radykalnej lewicy, realizowano wiele (dziś czasem zapomnianych)
projektów i być może trzeba do tego powrócić.
W Polsce jest to
być może jeszcze istotniejsze. Choć trudno wskazać konkretny moment, w
którym język lewicowy stał się passé, to niewątpliwie winę za to ponosi
postsolidarnościowa nomenklatura. W jej interesie było dzielenie
pracowników, zamiast mówienie o klasie – indywidualizowanie wykonywanych
zawodów. Podobną drogą przeszłą tzw. nowa lewica – od demokracji jako
współdecydowania do postawienia na własność prywatną.
Socjalna zmiana?
W tym kontekście, na gruncie polskim, Prawo i Sprawiedliwość może
jawić się jako pierwsza realna zmiana socjalna. Ost widzi jeszcze
nadzieję w nowej partii Razem, trudno jednak obecnie wyrokować jak
odnajdzie się ona w obecnej sytuacji, a wyborcy pamiętają rozmaite
alianse lewicowych ugrupowań z liberałami. Trudno też, jak podkreślił
Urbański, zestawiać gołą partię z szerokim ruchem społecznym, jakim była
„pierwsza Solidarność” (do której czasem Razemowcy się odwołują). Dla
Osta jednak tak rozumiana lewica jest jednak nową jakością, odległą od
demonów postkomunizmu, a próbującą przywrócić klasowy język.
PiS,
dla odmiany, jak ognia unika socjalnego języka. Dla wielu ludzi jest
jednak nadzieją na zmianę, której oczekują (kwota wolna od podatku,
obniżenie wieku emerytalnego, 500+). Czy to zrobią, czy może ulegną
pokusie militaryzmu i innych środków z arsenału „małej solidarności” ?
Zdaniem Osta retoryka i polityka PiS - u niesie bardzo ograniczoną
zmianę i nie rozwiążę palących problemów w rodzaju kryzysu uchodźczego.
Odpowiedzią konserwatywnej prawicy jest raczej zamknięcie i anegdotyczna
„obrona białych robotników”. O ile Urbański z ciekawością patrzy na
zapowiedź prospołecznych zmian, Ost – trochę w tonie „Gazety Wyborczej” -
wypatruje już za rogiem faszystowskiego terroru, jak w latach 30.
szykującego się do ostatecznego rozwiązania sytuacji kryzysowych.
Globalny proletariat
Może więc solidarności należy szukać gdzie indziej? Np. w krajach
tzw. Trzeciego Świata? Zdaniem Urbańskiego, taka perspektywa zdradza
przywiązanie do dwóch marksistowskich mitów: przekonania, że klasa
robotnicza jest zunifikowana, a motorem rewolucji są ci, którzy mają
najgorzej. Tymczasem Solidarnościowi stoczniowcy byli raczej dobrze
zarabiającą awangardą rewolucji, w dodatku silnie zróżnicowaną. A jednak
to właśnie oni tworzyli silny ruch społeczny, niosący rewolucyjne
zmiany. Najbiedniejsi są za to bardzo potrzebni kapitalizmowi. Gdy jest
hossa, zaprasza się ich (imigrantów) i traktuje jako tanią siłę roboczą,
z kolei bessa oznacza dla nich wygnanie i terror. Z punktu widzenia
kapitału praca fizyczna nie zanika, ale przenosi się do krajów
globalnego Południa. To nowe zjawisko. Tania siłą robocza zależy od
Południa. To jest globalne połączenie, którego kiedyś nie było.
Jakie
są zatem strukturalne podstawy solidarności nacjonalistycznej? Podstawa
tkwi w zakładach pracy i ma charakter raczej ideologiczny. Do wzrostu
nacjonalizmu doprowadziła prywatyzacja przez zagraniczny kapitał. Nic
dziwnego, że głównym wrogiem staje się „obcy”, a kapitalizm jeszcze raz
sprytnie wykorzystuje globalne łańcuchy produkcji do rozbijania
solidarności klasy robotniczej.
Samoograniczająca się rewolucja
Na sam koniec spotkania dokonano krytycznej rewizji koncepcji
„samoograniczającej się rewolucji”. Oryginalnie stworzona przez
anarchizującego socjologa Leszka Nowaka, zakładała (w uproszczeniu), że
rewolucja przegrywa w momencie, w którym przejmuje władzę. Stąd
strategią „pierwszej Solidarności” była właśnie „samoograniczająca się
rewolucja”. Z czasem zatracono pierwotne znaczenie tego terminu,
sprowadzając go do wulgarnego zalecenia: lepiej nie żądać zbyt dużo.
Powtarzane jak mantra w drugiej połowie lat 80. i potem w następnej
dekadzie, w istocie hasło to doprowadziło to w konsekwencji do
tryumfalnego pochodu neoliberalizmu i postpolityki w III RP. Dopiero PiS
zatamował to i pokazał, mając społeczne poparcie (nawet jeśli oparte na
małej solidarności), jak się robi czystą, nieestetyczną politykę. Jest
zakładnikiem socjalnych obietnic, które trudno będzie pogodzić z
militaryzmem czy traktatami w rodzaju TTIP. Dlatego, jako anarchiści,
patrzymy z ciekawością na aktualną sytuację w Polsce i na świecie,
szukając źródeł przyszłych konfliktów społecznych. Wyszarpniętych, także
skrajnej prawicy, zmian socjalnych nie oddamy i będziemy żądać więcej.
Zapraszamy na kolejne spotkania i protesty! |