125 lat temu, 29 grudnia 1890 r. nad potokiem Wounded Knee rozległa się
kanonada armatek i karabinów wymierzonych w grupę bezbronnych Indian.
Zaledwie parę dni po Świętach
Bożego Narodzenia oddział armii amerykańskiej zmasakrował ok. 300 Indian z
grupy Minniconjou pod wodzą Wielkiej Stopy. Masakra nad Wounded Knee była
ostatnim akordem „wojen indiańskich” na równinach. Wszystkie plemiona zostały
wytrzebione bądź zamknięte w rezerwatach – bez nadziei na lepsze jutro,
zszokowane tym, co się stało z ich ojczystymi stronami.
Nawiasem mówiąc, „Wounded Knee”
stało się symbolem indiańskiego odrodzenia 83 lata później, w 1973 r., kiedy to
aktywiści American Indian Movement na fali wzburzenia sytuacją w rezerwatach i
w społecznościach miejskich Indian zajęli osadę i kościółek i prowadzili jedną
z najgłośniejszych (obok Alcatraz 1969) akcji okupacyjnych w XX wieku domagając
się poprawy sytuacji politycznej, samorządowej, socjalnej, religijnej i
kulturowej Indian amerykańskich.
Nim jednak do tego doszło, Indianie
z końca XIX w. żyli w warunkach skrajnej biedy, oszukiwani przez federalnych
agentów, surowo traktowani przez armię USA, bez jakiegokolwiek zrozumienia
wśród amerykańskiej opinii publicznej, która w 1973 r., stanęła po stronie
Indian, co ułatwiło nagłośnienie protestu. W takich warunkach nietrudno było o
akty buntu i rozpaczliwej obrony rodzin i godności resztek narodu.
Popularność w tych czasach zdobywał
kult Tańca Ducha, głoszonego przez Indianina Paiute Wovokę, który mówił o odrodzeniu
społeczności indiańskich, „odrzuceniu zza ocean” białych i powrocie życia w
dobrobycie, jakie pamiętali najstarsi członkowie plemion. Ten kult najszybciej
rozprzestrzenił się wśród dumnych i bitnych Siuksów, szczególnie dotkniętych
wojnami. Biali z kolei traktowali ten kult za potencjalnie niebezpieczny
zapalnik do nowego powstania Indian przeciwko rządowi. Taki obraz podgrzewała
ówczesna amerykańska prasa. Przez to to stanu Dakota Południowa skierowano
dodatkowe oddziały wojskowe. Wśród nich „osławiony” 7. Pułk Kawalerii dyszący zemstą
– ten sam, który pod dowództwem G.A. Custera doznał dotkliwej porażki nad
Little Bighorn czternaście lat wcześniej, w 1876 r.
O nieszczęście było łatwo. Gdy
żołnierze zaczęli szukać broni w obozowisku grupy Wielkiej Stopy, który
dojechał nad Wounded Knee dzień wcześniej, doszło do szarpaniny między
żołnierzem a jednym z Indian, któremu broń wypaliła. Zaczęła się jatka.
Po latach jeden ze świadków tamtych
dni, Czarny Łoś, szaman Lakotów, wspomina: „Wszędzie
leżały ciała zabitych i rannych kobiet, dzieci i niemowląt. Kobiety z dziećmi
próbowały uciekać, ale żołnierze ścigali je wzdłuż wąwozu i mordowali. Tu i
ówdzie leżały całe stosy ciał, niektóre zaś były porozrzucane. Czasami pocisk
zabił całą grupę na miejscu i rozerwał na strzępy. Zobaczyłem niemowlę,
usiłujące ssać pierś matki, zakrwawionej i nieżywej […] Ciała mężczyzn, kobiet i dzieci leżały w
stosach i porozrzucane po całej równinie u stóp niewielkiego pagórka, na którym
żołnierze ustawili swe strzelby na wozach. Także od zachodu, wzdłuż wyschniętego
wąwozu aż na szczyt wzgórza – wszędzie leżały ciała martwych kobiet, dzieci i
niemowląt. […] Wielu zginęło na
miejscu. Kobiety z dziećmi uciekały w stronę wąwozu i dalej na zachód padając
bez przerwy, bo żołnierze strzelali do uciekających. […] Był piękny, zimowy
dzień, kiedy to wszystko się działo. Świeciło słońce. Ale gdy żołnierze odeszli
po swej brudnej robocie, zaczął padać gęsty śnieg. Nocą zerwał się wiatr i
sprowadził wielką śnieżycę. Zrobiło się bardzo zimn., Śnieg zasypał cały ten
kręty wąwóz, który stał się wspólnym grobem zmasakrowanych kobiet, dzieci i niemowląt,
które nie zrobiły nikomu nic złego, a próbowały jedynie uciec” (Czarny Łoś.
Opowieść indiańskiego szamana, Poznań 1994).
Masakra nad Wounded Knee była
przedstawiana przez długie lata jako „bitwa”. Na miejscu masakry stanęła nawet
tablica wspominająca to wydarzenie z informacją o „bitwie nad Wounded Knee”.
Dopiero po jakimś czasie „bitwę” zakryto prawdziwszym określeniem „masakra”.
Masakra nad Wounded Knee nie była
jedyną do jakiej doszło podczas „zdobywania Dzikiego Zachodu”, ale w sposób
szczególny stała się panindiańskim symbolem pamięci. Symbolem, który został
wykorzystany przez AIM w 1976 r. Symbolem, o którym pamiętają też indianiści z
całego świata.
Trzeba o tym przypominać, by
pokazać, że owo „zdobywanie Dzikiego Zachodu” nie było żadną romantyczną
przygodą, a twardym zderzeniem dwóch światów, przegranym dla Indian, którzy
okupili to śmiercią setek tysięcy współbraci na całym kontynencie amerykańskim.
Jest jeszcze jeden haniebny wątek
związany z Wounded Knee. Po masakrze dwudziestu żołnierzy 7. Pułku Kawalerii
USA otrzymało Medale Honoru. To najwyższe odznaczenie wojskowe nadawane przez
prezydenta Stanów Zjednoczonych w imieniu Kongresu USA za wyjątkowe akty odwagi
i męstwa z narażeniem życia. Trudno uznać masakrowanie Indian za wyjątkowy akt
odwagi. William Thunder Hawk z plemienia Lakota wypowiedział się, że
Medal Honoru powinien nagradzać żołnierzy, którzy
działają bohatersko. „Ale w Wounded Knee nie wykazali bohaterstwa, pokazali okrucieństwo" (The Pogues Forum).
W 2001 roku Narodowy Kongres Indian Amerykańskich podjął uchwałę,
w której potępił przyznanie mordercom z Wounded Knee Medali Honoru i wezwał rząd USA, by je unieważnić.
Do tej pory nic nie wskórali. Może więc
warto, by taki głos wsparcia rozległ się z kraju, który uznaje współpracę z armią
amerykańską za zaszczyt i gwarancję bezpieczeństwa?

Narodowy Kongres Indian Amerykańskich od 2001 r. prowadzi kampanię na rzecz odebrania mordercom znad Wounded Knee przyznanych im Medali Honoru.
|