Parę tygodni temu pisałem o rzece, której nie ma, która zniknęła.
Niespodziewanie tekst wywołał spore emocje. Obok pytań, o którą rzekę chodzi,
pojawiły się zarzuty, że to ściema i bzdura wyssana z palca.
Zrobiło się bardzo ciekawie, bo
kilkoro czytelników zwyczajnie w świecie w zniknięcie rzeki nie uwierzyło.
Okazuje się, że tego rodzaju katastrofy są kojarzone z dalekimi krajami, nie z
Polską! Jeśli widzimy albo słyszymy o wyschniętych korytach rzecznych i jeziorach,
to kojarzymy to raczej z Afryką, Azją lub krajami Ameryki Południowej.
Nie jest to konstatacja
optymistyczna, bo oznacza, że jako Polacy nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak
bardzo destrukcyjną działalność względem środowiska prowadzimy. Skoro w to nie
wierzymy, to znaczy, że tego rodzaju problemy nie są warte uwagi, a skoro są
nieważne, to nie potrzeby takimi sprawami się zajmować. Albo lekceważyć oznaki
katastrofy. Jak to było w przypadku tego cieku.
A chodzi w tym przypadku o rzekę,
na której jeszcze niedawno prowadzono spływy kajakowe, która widnieje na mapach
jako atrakcja turystyczna kilku powiatów. Budowane nad nią były punkty
widokowe, przystanie. Jeszcze w 2010r. była tam … powódź, ale od 2011 r.
regularnie zanikała.
Z racji bliskiego sąsiedztwa
kopalni powszechne było przekonanie, że to właśnie ona przyczyniła się do
zanikania rzeki. Pojawiły się spekulacje dotyczące negatywnego oddziaływania
energetyki na rzekę, ale z trudem przyjmowano, że to nie tylko kopalnia ma swój
udział w dewastacji tej zlewni, nie jest ona jedynym sprawcą tej katastrofy.
Zanik tej rzeki jest efekt między
innymi źle prowadzonej melioracji i zmiany stosunków wodnych na tym terenie,
źle prowadzonych prac związanych z zabezpieczeniem powodziowym i lokalizacją
wałów, które odcięły zasilanie wodami z Warty… To też efekt zbyt intensywnej
wycinki lasów pod cele rolnicze oraz zasypywania śmieciami i gruzem cieków
dochodzących do głównej rzeki. To także efekt zbyt bliskiego i intensywnego
urbanizowania obszarów zlewni negatywnie oddziałującego na jej bilans.
Ta rzeka i ten przypadek powinien
być ostrzeżeniem przed bezmyślną degradacją środowiska. Zaczyna się od
„zwykłego” śmiecenia po lasach, a kończy się bezmyślną dewastacją bilansu
wodnego. Nie da się zwalić winy na stepowienie Wielkopolski, bo i w tym wypadku
problem został stworzony przez człowieka. Czas najwyższy otrzeźwieć i wymagać
od decydentów myślenia perspektywicznego, nie obliczonego na okres jednej kadencji …
A rzeka, o której pisałem, nazywa
się Wiercica.
Wiercica w grudniu 2009 r.
|